niedziela, 15 września 2013

Jak się pisze o sztuce w Białymstoku ?


            Ówczesna rzeczywistość przyzwyczaiła nas do panującego na wielu jej płaszczyznach absurdu, który Polacy skłonni są komentować z pomocą ponadczasowych anegdot komedii Stanisława Barei. W absurd celuje fakt, że w mieście, w którym mieści się Europejskie Centrum Sztuki i funkcjonuje jedna z najbardziej znanych galerii sztuki współczesnej ściany wschodniej, o sztuce pisze się dwojako – stosując infantylną grafomanię lub nie pisze się wcale.  

            Czerwcowe wydanie tygodnika Przekrój. Rozmowa z Olafem Brzeskim na temat nowo powstałych prac artysty, które zaprezentowano w Warszawskim Centrum Sztuki Zamek Ujazdowski. Całość ekspozycji w artystycznym środowisku Warszawki zebrała bardzo pochlebne recenzje, a CSW ma kolejną świetnie zorganizowaną wystawę. Nikt jednak nie wspomniał ani słowem o tym, że dokładnie miesiąc wcześniej połowa zaprezentowanych w Warszawie prac Brzeskiego została wystawiona w Białostockiej Galerii Arsenał, ba ! Większość z nich przygotowana została specjalnie na tę właśnie ekspozycję. O czym to świadczy?
            Monopol na pisanie o sztuce w Białymstoku i nie tylko posiada Obieg – ogólnopolski portal artystyczny, którego – aby było ciekawiej – redakcja mieści się na Zamku Ujazdowskim. Rzec by można -  Świetnie ! Prestiżowa w Polsce marka patronuje wystawom w Arsenale. Ale nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Posiadamy galerię z jedną z najlepszych kolekcji nowoczesnej sztuki Polskiej i nie tylko. Mówiąc krótko, Panie i Panowie z Obiegu łaski nie robią. Jak się jednak okazuje – robią, z tego chociażby względu, że jeśli Obieg nie pisze o wystawach w Arsenale to tak, jakby wystaw tych w ogóle nie było, co prowadzi do sytuacji, w których Białostoczanin czytający Przekrój myśli sobie – O ! W Warszawie pokazują jakiegoś Brzeskiego, a w tym naszym Arsenale… ?! Konkluzja z tego taka, że lokalnej prasy Białostockiej nie stać na spłodzenie jednego, drapieżnego tekst o jakiejkolwiek wystawie. Dlaczego trudno jest mówić o poziomie krytyki białostockiej ? Bo poziom taki nie istnieje.
            Pisanie jest obrazowaniem sposobu myślenia, a we współczesnej sztuce o wiele więcej mamy myślenia niż czystego, estetycznego przeżycia. Sztuka współczesna buduje swoją narrację i kontekst w oparciu o aksjologię intelektualną, a nie wobec stylu lub czysto linearnego założenia sztuki minionych epok. Elementy te sprawiają, że o sztuce współczesnej pisać jest trudno, co nie oznacza, że nie powinno pisać się w ogóle. Jak jednak wygląda to białostockie pisanie krytyczne? – krótko. Teksty na temat wystaw wokół których można by debatować kompresowane są do kilku-akapitowych sformułowań, w których subiektywizmu, jak na lekarstwo. Jeśli tekst obrazuje sposób myślenia autora, to w przypadku białostockiego środowiska medialnego, które lokuje swoje zainteresowania w dziale kultury, myślenie to sprowadza się do trywialnego reinterpretowania treści zawartych w informacji na temat ekspozycji, niekiedy z dużą niechęcią wobec przywołania autora owego tekstu, co w interpretacji prawa autorskiego znane jest wszem i wobec jako plagiat. Białostockie pisanie o sztuce sprowadza się do krótkich dziennikarskich informacji, które równie dobrze można by zamieścić w dziale dziennika kulturalnego pt. „Warto tam być ( i wino pić)”.  
            Krytyka białostocka zalicza się do gatunki dziennikarstwa informacyjno-sprawozdawczego, którego bezpretensjonalny charakter opiera się na informacji dotyczącej głównych założeń odbywających się na terenie miasta wystaw. Tym samym stanowi krytyczne minimum dla odbiorców potrzebujących jedynie bodźca powodującego zainteresowanie.
            Niejednokrotnie spotkałem się z tym, że na stronach internetowych białostockich mediów czytałem własne spostrzeżenia i myśli pod obcym nazwiskiem. Uderza również zupełny brak wiedzy nie tylko o współczesnej sztuce i rynku sztuki, ale także dostępnych na ich temat informacjach. Otóż jeden z dziennikarzy powołując się na mój autorski tekst wprowadzający do wystawy Animal Planet potraktował kartkę formatu A4, jako kompletny katalog wspomnianej ekspozycji.   
Sztukę współczesną nie każdy lubi, a raczej wręcz odwrotnie – nie licznym się ona podoba, co właściwie nie jest niczym nowym, bo sztuka obecnie mało pięknem się interesuje. Wniosek jaki wynika z dantejskich scen białostockiej krytyki artystycznej w lokalnych mediach jest taki, że wystawy będą trwać, artyści tworzyć, a jedynie uświadomiony widz będzie musiał pozostać czujnym. Nie wiadomo, może na jakimś wernisażu zostaniemy poproszeni przez kamerzystę o to, aby z wyciągniętym przed siebie palcem popatrzeć w prawo, następnie w lewo, dając w wieczornym Obiektywie świadectwo niezwykłego zainteresowania wystawą.